Obrazy na deskach ze stodoły - Eugeniusz Banaszak

Jarocinianin Eugeniusz Banaszak zajmuje się głównie sztuką rzeźbiarską i malarską, choć po drodze było chyba wszystko – ceramika, linoryt, malowanie na szkle, metaloplastyka i różne eksperymenty, a nawet technika, którą sam opracował.

Siadamy w pokoju pełnym prac. Na ścianach wiszą reprodukcje obrazów m.in. Salvadora Dali, Vincenta Van Gogha i Apoloniusza Kędzierskiego oraz drewniane krzyże. Jest też portret Adama Mickiewicza. Na komodzie znajduje się mnóstwo rzeźb, głównie sowy, a na stole leży najnowsze dzieło dla Bractwa Kurkowego w Żerkowie – tarcza strzelecka. – Jego wykonanie zajęło mi miesiąc.

Obrazy na deskach ze stodoły - Eugeniusz Banaszak

Talent, miłość do drewna i emerytura

W szkole podstawowej zawsze miał piątkę z plastyki (wtedy nie było szóstek). Kiedyś wziął udział w konkursie rysunkowym i zajął pierwsze miejsce. Potem przez dwa lata było wojsko i praca w warsztacie metaloplastycznym. Tam angażował się w prace sali historii w jednostce wojskowej, wykonał obelisk pomnika i robił wielkogabarytową kratę do sali historii śląskiej we Wrocławiu. – To było kilka metrów na kilka metrów z dokładnością co do milimetra.

Zaczynał od ogrodowych rzeźb. – Podobały mi się takie wielkogabarytowe, ale nikt mi tego nie chciał zrobić. Nigdzie nie mogłem takich znaleźć i dlatego to był mój początek. Potem były coraz mniejsze płaskorzeźby, na których wszystko widać i to już trudniejsza sztuka. Kolejno robiłem podgrawery, emblematy i podziękowania z okazji różnych okoliczności. Nie wszystko robię zgodnie z zasadami. Próbowałem wszystkiego. Malowanie najbardziej lubię na drewnie i farbami olejnymi.

Zaczynał malować, kiedy poszedł na emeryturę. Zapisał się do Jarocińskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku i uczęszczał na warsztaty malarskie. Były też zajęcia w ramach różnych projektów, które organizowało Stowarzyszenie Jarocin XXI. Jeździł do Poznania uczyć się od rzeźbiarza Łukasza Trusewicza. Brał udział w wielu projektach z różnymi stowarzyszeniami. – Po prostu chodziłem, gdzie tylko była możliwość. Starałem się czegoś dowiedzieć. Wcześniej nie miałem na to czasu. Pracowałem zawodowo w budownictwie, na specjalistycznym sprzęcie i dużo jeździłem po całej Polsce.

Najbardziej lubi pracować z drewnem. – Ach, ten zapach… Nawet wypalałem w drewnie np. koty. Lubię wszystkiego popróbować. Niektóre rzeczy mi podeszły, inne nie. Szkoliłem się u naszego rzeźbiarza z Witaszyc, nieżyjącego już Wiesława Szlachciaka. Bardzo dużo się od niego nauczyłem, chociaż w wielu kwestiach mieliśmy różne podejście. Zajmował się również fotografią. Lubił „bawić się” światłem. Kiedy kupił pierwszą lustrzankę, to na pierwszym tysiącu zdjęć nie było żadnego człowieka. Podkreśla, że chyba dlatego tak ceni malarza Michelangelo Merisi da Caravaggio, który świetnie operował światłem.

Obrazy na deskach ze stodoły - Eugeniusz Banaszak

Eksperymenty, własna technika i recykling

Eugeniusz pokazuje swoje prace. – Najbardziej lubię eksperymentować. Moim ulubionym materiałem jest wspomniane drewno. Sam opracowałem technikę, którą nazywam transferem. Do tej techniki dochodziłem kilka lat. Najpierw trzeba oczyścić i zaimpregnować deskę, potem pokryć wieloma warstwami kleju i nałożyć laserowy wydruk z odpowiednią konsystencją kleju. Podmalowuję deskę akrylem. Tutaj jest nałożonych dziesięć różnych warstw, m.in. olej lniany, bitum artystyczny i pasta pozłotnicza, aby osiągnąć docelowy efekt – z pasją pokazuje i tłumaczy artysta.
Skąd bierze deski? – Chyba przywiozłem tu w sumie dwie stodoły. Kolega spod Łodzi dostarczył mi pełen samochód materiału. Uprawiam recykling – śmieje się. Nie narzeka na brak zamówień. Ma długa listę do zrealizowania. Ostatnio wykonał sześćdziesiąt aniołów. Popyt ma tematyka religijna. Księża i kapłani zamówili już u niego dziesiątki pamiątek, ale i tak lubi czasem zrobić coś innego i wymyśla coś nowego. W warsztacie potrafi czasami spędzić cały dzień, nawet dwanaście godzin. Ma wypełniony czas. Lubi, gdy ktoś docenia jego pracę. Podkreśla, że to bardzo sympatyczne i ważniejsze od pieniędzy. Przekazuje również obrazy na różne licytacje.

Gdzie można zobaczyć dzieła artysty?

Prace artysty nieczęsto można zobaczyć. Wystawia je na świątecznych kiermaszach na Gołębiej, już dwukrotnie miał stoisko na Jarocińskim Dniu Pasjonata i Kolekcjonera oraz od paru lat na Festiwalu Kultury Łowieckiej. – Tam pokazałem moje prace, które bardzo się spodobały. Zaczęło spływać mnóstwo zamówień z tego środowiska. Wiem, że to nie pasuje do każdego wnętrza. Ten styl trzeba naprawdę lubić, by chcieć mieć taką sztukę w domu. Na pierwszej edycji miałem bardzo dużo kapliczek, które szybko się rozeszły. Klienci pytali mnie, dlaczego są takie tanie.

Artysta pokazuje mnóstwo innych prac. Wspomina wystawy zbiorowe w Skarbczyku i współpracę z Filipem Fajferem, którą bardzo sobie chwali. Żałuje, że dziś brakuje takich działań.

Trudno wyjść z jego domu. Dowiaduję się, że lubi spędzać czas w sali klubu „Jarocino”, który stara się dekorować swoimi dziełami. Dyskutujemy jeszcze o pamięci i przemijaniu. Artysta zdradza mi swoje marzenie, ale umawiamy się, że podzielimy się nimi na łamach gazety, kiedy będziemy mieli pewność, iż uda się je zrealizować.

 

Julia Talarczyk

 

Tags
Skip to content